Kiedyś marzyło mi się polecieć na wyspę, miałam to z tyłu głowy i tyle. Jednak szczęśliwym trafem marzenie się spełniło (chociaż czasem zdarzyło mi się o tym zapomnieć). Zapraszam Was na wpis o Malcie - enjoy!
Pierwsze co zaskakuje, to...Wielkość i ilość. Z perspektywy okna samolotu nie było wolnej przestrzeni, tylko budynek, obok budynku, budynkiem popychany. Na szczęście to tylko perspektywa (choć kryje się w tym trochę prawdy).
Miasta są gęsto zabudowane, co wpływa na dużą ilość ciasnych uroczych uliczek. Dodatkowym atutem są piękne budynki utrzymane w gotyckim stylu. Na szczęście nie zatrzymujemy się w "ciemnym gotyku", bo głównym budulcem jest jasny piaskowiec, który sprawia, że wszystko jest piękniejsze i przykuwające wzrok turysty. Główną gałęzią gospodarki w tym kraju jest turystyka i trudno tego nie zauważyć. Za to bardzo trudno dostrzec "zwykłe" codzienne życie mieszkańców, którzy zakładają biznes w oparciu o potrzeby przyjezdnych. Jedyne co udało mi się wychwycić, to jedna szkoła podstawowa i szpital.
Malta jest bardzo wierzącym krajem, miejscami można zobaczyć wbudowane pomniki świętych figur we wnękach, wiele pięknych kościołów. Nie brakuje także pokaźnych fortyfikacji i punktów widokowych. Niezapomnianą atrakcją są także plaże pełne niespodzianek (w postaci pięknie niebieskiej wody, ekstremalnie gorącego piasku lub kamieni, meduz i widoku o jakim ciężko zapomnieć).
Nie brakuje jednak wystających kabli, czy takich oplatających palmy, liczników na wejściu czy rowerów przymocowanych na zewnętrznej ścianie na piętrze.
Trzy rzeczy, które mnie zaskoczyły
1. Temperatura
Niby wiedziałam na co się piszę, ale chyba nie byłam na to przygotowana. Odczuwalne czterdzieści trzy stopnie czasem dawały w kość, ale z czasem stały się znośne. I przeżyłam delikatny szok, kiedy wróciliśmy do Polski - na Malcie byłam w stanie wytrzymać te czterdzieści stopni i jakoś funkcjonować. W Polsce przy trzydziestu z wielkim wysiłkiem zabieram się do czegokolwiek. Czuć, że to inne klimaty, ale podróżując za granicę nigdy wcześniej nie poczułam tej różnicy tak bardzo.
2. Ruch lewostronny
Na ulicy trzeba bardzo uważać, ponieważ ciężko wyczuć odpowiedni moment na przekroczenie jezdni (piesi nie mają pierwszeństwa i trzeba zdecydowanym krokiem wyjść na jezdnię, by przez nią przejść, albo poczekać wieki na idealny moment) Dodatkowo parę razy się wygłupiłam patrząc najpierw w prawo, a dopiero potem w lewo. Powinno być na odwrót. Dziwnie się czułam widząc kierowców po innej stronie za kierownicą i ruch samochodów w innym kierunku.
3. Wszystko kręci się wokół autobusów
Do teraz nie jestem w stanie pojąć, jak można zwiedzić cały kraj na jednym bilecie i poruszając się tylko autobusem, który dojedzie praktycznie wszędzie. Odnosiłam wrażenie, że zwiedzam coś w rodzaju gigantycznych osiedli, a nie miast. Nie znaczy to jednak, że tydzień wystarczy by zwiedzić wszystko.
Dodatkowo problem z autobusami jest taki, że czasem jeżdżą jak im się żywnie podoba (rozkład jest opcjonalny), kierowca może nie wpuścić Cię do pojazdu jeśli uzna, że ma za dużo/ wystarczająco pasażerów. A jeśli wsiądziesz drzwiami, które są przeznaczone do wyjścia możesz narazić się na gniew współpasażerów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz