Translate

Współpraca?

Kontakt : mal.gorna0@gmail.com

środa, 31 sierpnia 2016

TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!

Zgaduję, że mieliście podobną reakcję patrząc na datę w kalendarzu. Cóż. Niestety to jest namacalna prawda, dlaczego?
Ponieważ od każdego dziecka można wyczuć strach, niechęć, przerażenie i zażenowanie związane ze szkołą na kilometr. Można te uczucia dotknąć ręką, lub wziąć je i schować do gigantycznego pudełka.
Wielu cieszyłoby się, że można je spalić. Ale cóż...
Moi drodzy, z racji, że szykuje nam się 10 miesięcy przerwy od wakacji i nicnierobienia, przydałoby się trochę ogarnąć. Nie jestem od tego najwyższej klasy ekspertem, ale myślę, że dam Wam kilka rad, które...Być może wydadzą Wam się śmieszne i bezsensowne, ale przynajmniej na Waszej zasmuconej twarzyczce pojawi się cień uśmiechu.

  • Poznawanie nowych ludzi.
    Nie wiem jak Wy, ale ja tego nienawidzę. Wchodzisz do nowej szkoły i widzisz całe mnóstwo ludzi, których oczywiście nie znasz. I do tego wszystkiego odnosisz wrażenie, że WSZYSCY się na Ciebie patrzą. Zauważają twój strach w oczach, pryszcza schowanego pod makijażem, kosmyk włosów który uciekł, zaczerwienione policzki, rozwiązanego buta, czy cokolwiek innego. Istna masakra. ALE zapytałam się mojej cioci jak poznawać nowych ludzi, a jej odpowiedź była tak prosta, że aż zaczęłam się śmiać. "Poznając nowego człowieka, podchodzisz do niego z uśmiechem i mówisz Cześć.I tyle" Tak po prostu. Jedno. Zwykłe. Słowo. chyba damy radę, nie? 
  • Przejmowanie się tym wszystkim, co jeszcze się nie zdarzyło.
    A co jeśli mnie nie polubią? A jak powiem coś głupiego? A jak wywalę się na środku stołówki? A jak nie zdam? A co będzie jeśli będę miała złe oceny i problemy z nauką? A jak będą na mnie krzywo patrzeć? A jak z nikim się nie zaprzyjaźnię? A jak będę wyrzutkiem? A je...STOP. Skończ. Natychmiast. Jeszcze nie przekroczyłaś drzwi budynku a już masz nie zdać i zostać wyrzutkiem? Daj sobie spokój! Jak radzi książka "Bóg nigdy nie mruga" - po prostu zrób ten jeden właściwy krok. Wiesz co mam na myśli? Nie? Dobra, już tłumaczę. Idziesz jutro do nowej szkoły i się denerwujesz. Po prostu to zrób. Małymi kroczkami, ale zrób. Przygotuj sobie ubrania, to umiesz, prawda? przygotuj notes, długopis, naładuj telefon itp. To chyba też umiesz, hmm? A potem po prostu wstań, ubierz się i idź. Umiesz chodzić, prawda? Następnie uśmiechnij się, wyprostuj plecy i bądź sobą! To nie takie trudne! 
  • Odnajdywanie się.
    Nie wiesz gdzie jest twoja klasa? Albo jakaś sala? Albo cokolwiek innego, czego szukasz? Po pierwsze: nie panikuj. Jak już się uspokoisz, to znajdź sekretariat i zobacz, czy nie ma tam jakiegoś planu szkoły. Albo się kogoś zapytaj. Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. A jak to zrobić? "Cześć, przepraszam, że przeszkadzam, ale mógł byś mi powiedzieć, gdzie jest - tu wklej co chcesz -  ? I nie zapomnij podziękować! 
To tyle z mojej strony i mam nadzieję, że moje porady się Wam przydadzą. O! I powodzenia jutro :* 


poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Historia pewnego rozwodu

Autor : Przemysław Jocz
Wydawnictwo : Demart
Liczba stron : 304
Data wydania : 19 listopada 2013

"HISTORIA PEWNEGO ROZWODU to relacja trzydziestoparolatka, który dowiaduje się, że kobieta, którą poślubił przed 16-tu laty z wielkiej miłości i wiązał z nią swoją przyszłość do końca życia, z którą ma dwie fantastyczne córki, toczy z nim niezrozumiałą rozgrywkę bez względu na koszty, nie oszczędzając nawet dzieci. To opowieść o tym jak głęboko zraniony człowiek próbuje pozbierać swoje życie i stworzyć dom… On ciągle się czegoś uczy, stale coś odkrywa i z czymś walczy… Ze sobą, z paranojami Przeszłości – swojej żony – ze stereotypami. Oprócz tego, że wychowuje córki ciesząc się ich radościami i dzieląc ich smutki, pracuje, prasuje, gotuje, kupuje, randkuje i zmaga się z wyzwaniami: na macie, pod wodą, na rowerze. Postanawia też zdobyć doktorat. A wcześniej pojawia się blog, który pozwala mu się jakoś uporać z nadmiarem przeżyć…"

Zacznijmy od tego, że rozwód wcale nie jest...W ogóle nie powinno go być. Jeżeli jest się tylko małżeństwem, to jest to w miarę jakimś cudem akceptowalne. Ale jeżeli ma się dzieci...To jest już coś innego. Większość dzieci nie może zaakceptować tego, że małżeństwa ich rodziców już nie ma. I staje przed wyborem : Albo mama. Albo tata. Chociaż czasem zdarza się, że nie ma z tym problemu i dziecko zwykle idzie do mamy, bo tata bił, pił, ćpał, kłamał, kradł i tak dalej...Właśnie. Dlaczego to zwykle ojciec dostaje po głowie, że rozwód to jego wina? Nie ważne czy wyżej wymienione okropności są prawdą, czy też nie, najpierw wierzy się matce, bo dziecko jest do niej bardziej przywiązane. I takie jest patrzenie świata. Od wieków to matka zajmowała się dziećmi, a ojciec pracował na utrzymanie rodziny i czasem wychodził z kolegami na piwo. To matka uczyła dzieci chodzić,wiązać buty, robić ciasteczka, czesać włosy,myć zęby. A ojciec? Miał mniejsze pole do popisu. Jemu jest przyczepiona łatka "nauczył mnie jeździć na rowerze" i to on zawsze był tym, który nie za dużo wnosi do wychowywania dzieci.
Jednak w Historii pewnego rozwodu jest inaczej.
To ojciec zajmuje się dwoma córkami i to on widzi jak obie się rozwijają. Może nie jest idealnym ojcem, który zamiast uczyć 15-latkę gotować, malować paznokcie czy innych "dziewczęcych" umiejętności (Bo istnieją faceci, którzy potrafią gotować) uczy ją jak strzelać na paitballu, zwiedza i fotografuje opuszczone budynki, wyciąga ją na wycieczki rowerowe i kupuje kryminały Kinga.
Ktoś może powiedzieć, że jest złym tatą, że oszalał, że to nienormalne by dziewczyna robiła takie rzeczy. Ale widać że się stara, że dba, by córka miała jakieś zainteresowania, miała o czym z nim pogadać i przede wszystkim poświęca jej czas, w przeciwieństwie do matki, która jej nienawidzi i sprawia jej rozczarowanie na każdym kroku. Niestety Ania, bo tak miała na imię, zdąża już przywyknąć do sytuacji.
Gorzej jest z 5-letnią siostrą Ani - Tanią. Mała dziewczynka jest rozdzielona pomiędzy dwoma światami, nie wie w co ma wierzyć i jest rozbita. Najbardziej boli ją, kiedy jest rozdzielana z ojcem i siostrą. Jej mały umysł powoli zaczyna rozumieć co jest grane i którą stronę wybiera. Ale co może na to poradzić mała istotka? Nic.
Dzięki tej książce, bo każda książka czegoś uczy, zrozumiałam małe gesty wielkiej miłości od rodziców do dziecka. Teraz wiem czym jest prawdziwa nienawiść i cieszę się, że nie doświadczyłam czegoś takiego na własnej skórze (i mam nadzieję, że nie doświadczę).
Tak więc, jeśli ktoś z Twojego otoczenia zastanawia się nad rozwodem, daj mu do przeczytania tą książkę.

Ocena 5/6


sobota, 20 sierpnia 2016

Doceń siebie!

Dobra. Odkładałam to. Obejrzałam wszystkie odcinki Vroobelka, przeczytałam z 7 postów Gosiarelli, nadrobiłam większość spraw, które zawaliłam w wakacje. Po za jednym - blogiem.

A teraz tak : pomimo wielu błędów w moim życiu żyję dalej i odkrywam nowe horyzonty, ale chwila... Pewnie sobie myślisz : Jakie problemy może mieć 16-latka? Co Ty wiesz o życiu? Ile Ty mogłaś przeżyć? Za kogo Ty się uważasz w ogóle? 
Powiem tak : dla 5-latka problemem może być brukselka na obiad, albo złamana kredka. 8-latka może się bać, że przewróci się ze świeczką na komunii w kościele. 12-latka może się zmartwić i przejąc tym, że nikt jej nie zaprosił na bal 6-klasisty. 
Każdy ma swoje problemy co do wieku, niektórzy mają w życiu mniej szczęścia niż inni i właśnie tak to wygląda. 



Wstąpiła we mnie nowa energia i jeszcze nie wiem jak to wykorzystam, ale coś zrobię na pewno.
A wiecie dlaczego? 
Uwierzyłam w siebie. NARESZCIE! 
" Tak, wiem, to takie trudne i łatwo mi mówić. Tak, tak, oczywiście, masz rację" - właśnie tak mogłabym powiedzieć. Ale nie. Dzisiaj jestem tu dla Ciebie, żeby poprawić Ci humor, dodać wiary w siebie, pokazać Ci coś nowego...Albo po prostu dlatego, żebyś błądząc po internecie miał co czytać. 

Jak uwierzyć w siebie? 

  1. Weź kartkę. 
  2. I długopis. 
  3. Po jednej stronie napisz to z czym sobie radzisz. Możesz tam wypisać WSZYSTKO. Zacząwszy od używania telefonu a na oddychaniu skończywszy. O! Możesz jeszcze dopisać, że umiesz czytać, pisać, jeść...I co? Już masz kilka rzeczy. 
  4. Teraz wystarczy, że będziesz pisać tak długo aż: 
  • skończy Ci się długopis, 
  • Zacznie boleć Cię ręka 
  • nie starczy Ci kartki 
     5. Jeśli Ci to nie wystarczy, napisz namiary na ludzi, którzy zawsze Ci pomogą, albo przynajmniej                      pogadają. 
     6. Powieś sobie tą kartkę w WIDOCZNYM miejscu. 

I tyle w temacie. 

Ps. Mogę mieć do Ciebie prośbę? Uśmiechnij się! 

Ps2. Szykuje się recenzja Suicide Squad, Historia pewnego rozwodu oraz kolejna część "A gdyby tak..." 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na najtrudniejsze chwile w życiu

Autorka : Regina Bett
Wydawnictwo : Insignis 
Liczba stron : 320
Data wydania : 7 listopada 2012

Przeczytałam to w jeden dzień. Z recenzją czekałam troszkę dłużej, ale cóż. Teraz mam ochotę przelać słowami cały swój entuzjazm jaki wywołała u mnie ta książka do Was.

 "Pięćdziesiąt wskazówek. Pięćdziesiąt lekcji, w których autorka przeplata własne przeżycia z doświadczeniami ludzi spotkanych na swojej krętej drodze; przywołuje ważne dla siebie postaci, znaczące książki i filmy, inspirujące modlitwy i wypisy z lektur; przypomina o sile psalmów 
i prostych sentencji.

Felietony Reginy Brett docenili i pokochali czytelnicy na całym świecie. Przyklejano je na lodówkach, rozsyłano w e-mailach do bliskich. Tematy lekcji, których udzieliło autorce życie, cytowano na tysiącach blogów i przedrukowywano w gazetach. 

Książka, którą trzymasz w ręce, stanie się bliska każdemu, kto kiedykolwiek znalazł się na życiowym zakręcie oraz wszystkim szukającym inspiracji. Niech każda z pięćdziesięciu lekcji będzie manifestem – jak bohaterka jednego z esejów, pewna sportowa czapka z prostym hasłem: „Życie jest dobre”. Bo takie jest. Naprawdę."


Dzięki tej lekturze wiele się nauczyłam i zrozumiałam siebie od środka. Ta książka pozwala na wiele. Na płacz, wspomnienia, przemyślenia, wnioski, śmiech, rany, szloch, przerażenie, szczęście, nadzieję i na wiele więcej, ale to już trzeba zobaczyć i przeżyć samemu.
Czytało się bardzo przyjemnie i szybko. Cykl felietonów złożony w jeden wielki poradnik to był genialny pomysł. Autorka w ten sposób mówi do Ciebie otwarcie, do swojego czytelnika. Zupełnie tak jakby siedziała obok Ciebie i z tobą rozmawiała. Taka przenośna, dostępna 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, Ciocia Dobra Rada.
Dzięki niej popełnisz w życiu mniej błędów, albo zaczniesz je postrzegać, jako dar, albo inny kierunek twojego życia. 

" Choćbyś popełnił jakikolwiek błąd, który miałby cię zrujnować, twoje życie nie legnie w gruzach. Będzie po prostu wyglądać inaczej." 

Dzięki niej zrozumiesz jak ważne jest DZIŚ i nauczysz się żyć jakby nie było JUTRA. 

Dzięki niej pokochasz siebie i zrozumiesz jak ważne jest to by słuchać SIEBIE. 

Będziesz lepszym sobą. 
Ja taka jestem. Dzięki Cioci Dobrej Radzie jestem lepsza, akceptuję siebie, jestem dla siebie i żuję całą sobą. Zadowalam swoje wewnętrzne dzieci. 

"Jesteśmy trzylatkiem, którego ugryzł pies. Sześciolatką, którą matka straciła z oczu w centrum handlowym, Dziesięciolatkiem, łaskotanym tak długo, aż zsiusiał się w majtki. Jesteśmy nieśmiałym, obsypanym pryszczami trzynastolatkiem. Szesnastolatką, której nikt nie zaprosił na szkolny bal - i tak dalej. Chodzimy w ciałach dorosłych, dopóki ktoś w jakiś sposób w jakiś sposób nie przywoła któregoś z naszych dzieci." 

Podczas czytania doświadczyłam wszystkich dziecięcych emocji i przeżywałam każdy fragment powoli i na swój własny sposób. Z każdej lekcji wynosiłam coś dla siebie. Tak właśnie powinno to wyglądać . Idziemy na lekcje, bo możemy na nią iść. I chcemy. A w szkole jesteśmy głównie ciałem. Jesteśmy bo ktoś nas do tego zmusza i tylko nieliczni są tam szczęśliwi, bo używają mózgu do przetwarzania informacji, które będą im do szczęścia potrzebne.
Ale jest jedna zasadnicza różnica : w szkole nie uczą życia tak jak 50. Lekcji.
Autorka przeżyła bardzo wiele, ale nie poddała się i podzieliła się ze światem swoją historią. Teraz Ty możesz wziąć do ręki jej książkę, przeczytać ją, nabrać nieprzeżytego doświadczenia i też się dzielić czymś co w jakimś stopniu odmieniło Twoje życie. 

Ocena 6/6



To jak? Zabierasz się do czytania

środa, 10 sierpnia 2016

Siedem - FILM


  • Premiera w Polsce : 16 luty 1996
  • Reżyseria : David Fincher 
  • Trwa : 2 godz 7 min.
  • Główne role : Brad Pitt, Morgan Freeman, Kevin Spacey
  • Gatunek : thriller, dramat 
"Opowieść o mordercy, który zabija tych, którzy w jego mniemaniu popełnili jeden z siedmiu grzechów głównych. Jego ofiary giną tak, jak grzeszyły. Śledztwo w tej sprawie podejmuje doświadczony porucznik William Somerset z miejscowego wydziału zabójstw, ale bez rezultatów. Dlatego też wkrótce ma zostać zastąpiony kimś młodszym. Wtedy pojawia się młody David Mills."


Nie wiem do jakiej kategorii przypisać ten film. Do jednych z lepszych które widziałam, czy też zupełnie odwrotnie?
Przyznam, że momentami film był dobry. Momentami. Za bardzo psychologiczny jak dla mnie. Aż głowa boli. Po za tym, rozumiem, że trzeba być cierpliwym i że takie filmy potrzebują czasu na zbudowanie napięcia, rozkręcenie akcji, ale tym razem rosło moje znudzenie i wstępowałam na nowe stopnie irytacji o których istnieniu nie miałam pojęcia. Do tego co jakiś czas musiałam wcisnąć pauzę, żeby nie rzucić telefonem o ścianę.
Ale koniec tego złego, pora powiedzieć coś dobrego.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Dzieci sztyletu

Autor : Jacek Sroka-Ritau
Wydawnictwo : Demart
Liczba stron : 400
Data wydania : 15 października 2013

"Ta opowieść pozwala odkrywać współczesny Kraków i smakować klimat tego miasta z czasów XX-lecia międzywojennego. Wprowadza w zadymione papierosowym dymem wnętrza, każe zaglądać do mrocznych piwnic secesyjnych domów, do katakumb, istnienia których świadomi są tylko nieliczni. A wszystko zapoczątkowało przypadkowe odkrycie. Późną jesienią 2008 roku w krakowskim Parku Jalu Kurka znaleziono zakopany pod ziemią szkielet człowieka. Wraz ze szkieletem pochowany został drogocenny sztylet. Tajemnicze znalezisko badają: inspektor Grzegorz Sawicki, sierżant Jarosław Kopacki i kryminolog Anna Pawłoszcze. Szybko dochodzą do wniosku, że mają do czynienia z satanistycznym mordem. Pojawiają się inne ofiary, a okoliczności kolejnych zbrodni poruszają nawet policjantów, którzy ścigają się z czasem by ocalić młodą dziewczynę." 

Jest niewielu polskich autorów, którzy zainteresowali mnie swoją książką na tyle żeby ją skończyć. To jest jedna rzecz. Druga, to fakt iż książka wciągnęła mnie od deski do deski.
Zaczyna się od jednej zbrodni i dzieje się aż tyle, że głowa mała. I wcale nie jest tego za dużo, Chociaż czytając to można myśleć inaczej. Przyznaję się, bez bicia, że też tak myślałam, ale kiedy skończyłam Dzieci Sztyletu doceniłam to. I niby to przeciągnie zdarzeń w nieskończoność jest trudne do zniesienia, ale z drugiej strony jest budowanie tego kryminalnego napięcia. W tej książce znajdziesz prawie wszystko : strach, zdziwienie, trochę humoru, sarkazmu, kłamstwa, wyznania, opowieści, romanse, flirty, złamane serca, załamania nerwowe, dreszczyk podniecenia. Przeczytaj, a może znajdziesz coś jeszcze, czego nie wymieniłam.
Dzieci Sztyletu sprawiły, że łatwiej jest mi zaakceptować ten gatunek literacki, bo tak szczerze, to normalnie bym po to nie sięgnęła.
A jak to się stało że trafiła w moje ręce?
Z nudów. Kiedy jechałam samochodem, bardzo mi się nudziło. W pewnym momencie tata podał mi książkę do potrzymania, bo "nie miał co z nią zrobić" i tak zaczęłam czytać genialną książkę POLSKIEGO autora!
Czasem przypadki dają dużo radości, prawda?
 Widać, że autor włożył w tą książkę całe swoje serce i pewnie nie byłby w stanie policzyć ile czasu spędził na szukaniu odpowiednich informacji, pisaniu i trzymaniu wszystkiego w spójności i logice.
W świecie literatury jest naprawdę co podziwiać, świat potrzebuje takich książek, które Nas przekonują, takich które mogą zmienić nasze zdanie o gatunku, którego nie lubimy. I jeśli nie lubisz książek pisanych przez polskich autorów, jeśli nie lubisz kryminałów, albo masz jeszcze inny powód nielubienia takich książek. to przynajmniej spróbuj. Przeczytaj rozdział albo dwa. Jeśli Ci się spodoba, to nie musisz dziękować. Od tego tu jestem!

Ocena 6/6

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

A gdyby tak...#2

Nie wiem co mnie naszło, ale postanowiłam, że ta seria będzie poświęcona bajkom Disneya. I całkiem możliwe, że to dzięki Gosiarelli zaraziłam się innym patrzeniem na uśmiechnięte księżniczki. 
Od razu informuję, że mogę Ci zniszczyć wizję pięknego Kopciuszka, Śnieżki czy Pocahontas, więc czytasz na własną odpowiedzialność. 
A teraz do sedna. 
Dzisiaj obsmarujemy Kopciuszka, najbardziej znaną księżniczkę Disneya, która ukształtowała w małych dziewczęcych główkach to i owo. 


A teraz pomyślmy sobie...Co by było gdyby ojciec kopciuszka żył, a macocha umarła? Czy przyrodnie siostry miałyby piekło na ziemi? Moim zdaniem nie. Straciłyby matkę, która trzymała je w wiecznym napięciu, że muszą być idealne i spełniać każdą ambicję matki, a zyskałyby kochającego ojca, który nie narzucałby swojego marzenia do realizacji przez dziecko. Akceptowałby dziecięce ambicje, pomagał w wybraniu drogi życiowej i cieszyłby się z każdego, nawet najmniejszego sukcesu każdej ze swoich córek. Nie dzieliłby ich w żaden sposób, po prostu by je kochał. 

Przyszła chwila na wersję numer dwa. A konkretnie na obraz księżniczki psychopatki, która nie wytrzymała napięcia w psychopatycznym układzie napisała na ścianie czarnym sprayem, że dom jest przeklęty i poszła poderżnąć gardła swojej "kochanej" rodzinki. Sceny zbrodni nie będę wam opisywać, tylko dodam że wszystkie trzy hrabianki nie żyją, a ich duchy latają po nawiedzonym domu, a nasza balerina w niebieskiej sukience pojechała robić karierę w cyrku czy coś tam. Nie wiem, nie dopytywałam dokładnie.
I tym oto sposobem dobiegamy do końca marzeń o idealnej rodzince bez mamusi terrorystki i pięknej niebieskookiej psychopatce. 
Co powiecie na taką odsłonę Kopciuszka?