Dzisiaj jest ten dzień. Czekałam na niego. Po co? Nie wiem. Po prostu chciałam czekać na coś, co jest realne.
Mówiono, że wrócimy po dwóch tygodniach. Po świętach. W czerwcu.
Jednak tak się nie stało. Mimo zniesienia pewnych obostrzeń niektóre miejsca nie działają w pełni i częściowo funkcjonują zdalnie.
Za datę rozpoczęcia kwarantanny przyjęłam środę, 11 marca - dzień wcześniej ostatni raz pojawiłam się na uczelni, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam - a za jej koniec uznam moment...Kiedy będzie można tam wrócić? Nie wiem. Może jakoś w wakacje? A może powinnam już?
Pisząc posty, teksty, grając, potrafiłam spędzić przed komputerem wiele godzin. Jednak studiując online było ciężko. Doba się skurczyła, zadania wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Oczy piekły, plecy bolały, a mózg parował od nadmiaru bodźców i braku odpoczynku. Stresowałam się. Nowa sytuacja, w której nie umiałam się odnaleźć. Nowe zadania, z którymi nie byłam w stanie sobie poradzić. Zbyt wiele na raz, bym mogła temu sprostać - tak mi się wydawało, ale mówi się trudno i idzie dalej.