Wydawnictwo : Filia
Liczba stron : 450
Data wydania : 15 maja 2019
"Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz."
Kiedy byłam na pierwszym spotkaniu autorskim, w maju 2018 roku, autorka opowiadała o inspiracji, zaczątkach właśnie tej książki. Wojna, miłość i tajemnice z przeszłości - mogło być dobrze, mogło być źle. Nie każdy widząc w tym przepis na sukces podąża odpowiednią ścieżką. Miałam niemałe obawy, bo z jednej strony ufnie oddaję się w ręce Magdaleny Witkiewicz, a z drugiej wojenna miłość to nie jest coś, co zawsze kończy się tak, jakbyśmy chcieli. Powszechnie wiadomo, że jak Witkiewicz to happy end gwarantowany, ale tutaj wszystko zależy od tego, kto jakiego szczęśliwego zakończenia oczekuje.
Tym razem Justyna odkrywając przeszłość babci uczy się doceniać to, co ma, jednak nie wszystko jest zasługą opowieści czy listów. Sama też przeszła to i owo. Z drugiej strony przedstawia się historia wspomnianej wcześniej babci Adeli. Pierwsza i prawdziwa miłość, życie codzienne i w czasie okupacji. Wydaje mi się, a może faktycznie tak jest, że "babciny" wątek zajmuje większą przestrzeń, co jest miłym zaskoczeniem.
Czytałam z zapartym tchem, skończyłam, nim zdążyłam się obejrzeć, ale skłamałabym, gdybym napisała, że jestem urzeczona jak zwykle. Troszeczkę się rozczarowałam, ale nie wiązało się to z formą, tekstem, długością (zawsze będzie mi mało) czy czymś czysto technicznym. Wiem, że rzeczywistość nie zawsze jest różowa i trochę zbyt optymistycznie założyłam rozwiązanie niektórych spraw. To jednak jest indywidualna sprawa i może niektórym przypadnie do gustu to, co tam znajdą.
Tym razem Justyna odkrywając przeszłość babci uczy się doceniać to, co ma, jednak nie wszystko jest zasługą opowieści czy listów. Sama też przeszła to i owo. Z drugiej strony przedstawia się historia wspomnianej wcześniej babci Adeli. Pierwsza i prawdziwa miłość, życie codzienne i w czasie okupacji. Wydaje mi się, a może faktycznie tak jest, że "babciny" wątek zajmuje większą przestrzeń, co jest miłym zaskoczeniem.
Czytałam z zapartym tchem, skończyłam, nim zdążyłam się obejrzeć, ale skłamałabym, gdybym napisała, że jestem urzeczona jak zwykle. Troszeczkę się rozczarowałam, ale nie wiązało się to z formą, tekstem, długością (zawsze będzie mi mało) czy czymś czysto technicznym. Wiem, że rzeczywistość nie zawsze jest różowa i trochę zbyt optymistycznie założyłam rozwiązanie niektórych spraw. To jednak jest indywidualna sprawa i może niektórym przypadnie do gustu to, co tam znajdą.
Zupełnie inną sprawą jest podział na rozdziały, bardzo często czułam się wybita z rytmu, gdy co jakiś czas przenosiłam się z jednej opowieści do drugiej (mamy styczność z historią dziejącą się współcześnie i z przeszłości, ale nie tylko taki podział został zastosowany), siłą rzeczy są ze sobą powiązane i skłonna jestem założyć, że nie mogłyby istnieć osobno, ale jednak. Trzeba było się po prostu przyzwyczaić do rytmu, albo troszkę go zignorować.
Jak zwykle Magdalena Witkiewicz pisze tak, że zostawia po swoich książkach pustkę, którą można wypełnić jej kolejnymi opowieściami o cudownej miłości z happy endem. Całe szczęście mam jeszcze sporo do nadrobienia!
Ocena 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz