Translate

Współpraca?

Kontakt : mal.gorna0@gmail.com

niedziela, 7 lipca 2019

Kraj zaginionych churros.

Buenos días! ( dla niewtajemniczonych "dzień dobry")
W dzisiejszym wpisie kilka słów o Hiszpanii, o jej urokach, mankamentach i niespodziankach, a także akapit o zaginionych churros, których szukałam...Szukałam...I szukałam...
Bez dalszych wstępów zapraszam do czytania i oglądania!

Jesteś elektrykiem? Szykuj nerwy! 


Od niektórych budynków nie sposób oderwać spojrzenie. Zaskakują swoim kolorem, emanują energią, radością i szczęściem. Wiecie, wyobrażałam sobie Hiszpanię jako żywy i kolorowy kraj, ale nie wiedziałam, że te barwy są aż tak częste. Oczywiście nie narzekam, oczy świeciły mi się jeszcze bardziej!


Nieprzerwanym zachwytom nie było końca (Piękne góry, piękne kwiaty, piękne drzewa, i cudne sady pomarańczy, jak tu się nie zachwycać?!) ale w pewnym momencie pojawiły się ONE.
Kable, wystające, wiszące, przywiązane, oderwane, chude, grube, krótkie, długie, samotne albo w sieci...Z resztą sami zobaczcie. Elektrycy, głęboki wdech!




Kolejna ciekawostka - rośliny w tym kraju są bardzo w nim...Zakorzenione. Mocno przywiązane do swojego miejsca pobytu. Nie, żebym była jakimś wandalem albo coś (chociaż nawet gdybym była, to tych kwiatów jest tyle, że nikt by nie zauważył) - próbowałam oderwać jeden kwiat z drzewa i ułożyć go we włosach, tak artystycznie, do zdjęcia. Dla nich szczęśliwie, dla mnie mniej - nie udało się. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że dalsze siłowanie się z drzewem nie ma sensu. Odeszłam przegrana, ale dalej cieszyłam się ich wyglądem.
Te kwiaty rosły wszędzie! Nic, tylko patrzeć i patrzeć...


Zapytasz, jacy są ludzie? 


Ci, których spotkaliśmy na swojej drodze byli mili, pomocni i radośni. Niektórym uśmiech nie schodził z twarzy, ze wszystkimi rozmawiali, jak z dobrymi znajomymi, pozdrawiali ludzi wokół, nie ważne, że widzieli nas pierwszy i pewnie ostatni raz w życiu.
Inna sprawa, że na ulicach było...Pusto! Jedynie w oceanarium widziałam tłumy. Nawet na targu nie było zbyt wielu osób. Wszystko przez to, że dzieci chodziły do szkoły, dorośli do pracy, panował upał i mieli tą swoją sjestę (czas odpoczynku mniej więcej we wczesnych godzinach popołudniowych i trwający około 4 godziny, w zależności od miejsca. W tym czasie zamykane są sklepy i restauracje).
Niemniej jednak przyjemnie się spacerowało bez depczących po piętach tłumów. Można było na spokojnie zrobić zdjęcia i nikt nie wchodził w kadr!

Dodatkowy fun fact : nawet w Hiszpanii znaleźli nas Świadkowie Jehowy.

Znów plaga kotów?


Kiedy pojechaliśmy do Deni, głównie na targ i nad morze, zahaczyliśmy też o zamek. Z białego kamienia, z majestatycznym, grubym pojedynczym kablem na wietrze oraz widokami niczym z pocztówki.
Urzędowały tam trzy zmęczone życiem i ciepłem (ale nie tracące czujności) koty. Leżały sobie spokojnie w cieniu, miaucząc od czasu do czasu. Resztę hałasu i wrażeń dostarczały mewy. Śmiały się nie wiadomo z czego (tak to brzmiało, przysięgam!), nie bały się turystów i nie zdziwiłabym się, gdyby któraś zwędziła komuś telefon prosto z ręki.

Muszę też dodać, że widziałam też psy, nie na zamku, ale w ogóle. I nie, nie zachowywały się jak koty, całe szczęście!
Kolejnym miejscem, gdzie było całe mnóstwo zwierzątek to oceanarium w Walencji. Rekiny, delfiny, żółwie (w tym wodne i Galapagos) , flamingi, pingwinki, foczki, lwy morskie, błazenki (potocznie Nemo, nemony), białucha, koniki morskie, rozgwiazdy, krewetki, wiele gatunków meduz i dużo więcej! Będąc w Walencji nie można ominąć tego miejsca, po prostu nie. 

Zaginione churros


Doszliśmy do tytułowego akapitu. A było tak...
Kiedyś na lekcji hiszpańskiego zrobiliśmy churos. Od tamtej pory wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek będę w Hiszpanii, to MUSZĘ tego spróbować. Na dwa tygodnie przed wylotem nie myślałam o niczym innym, tylko o zjedzeniu tej pyszności, serio. Po dotarciu na miejsce okazało się to bardzo trudnym zadaniem.
W rejonie Alicante, w którym byliśmy, i który nie jest jeszcze aż tak turystyczny, moje marzenia stanęły pod znakiem zapytania. Kilka dni, kilka miast i tylko jeden cel - churros. Wreszcie je znaleźliśmy (!!!) po prawie godzinnym jeżdżeniu w kółko z nawigacją przed nosem, chociaż z naszej lokalizacji wynikało, że powinniśmy tam dotrzeć w kilka minut. Później pojawił się jeszcze problem z parkowaniem, ale udało się. Zjadłam co chciałam, nie do końca tak, jak chciałam, ale narzekać nie będę. Powiem tylko, że warto było.


P.S. Później znaleźliśmy je w kawiarni przy markecie, do którego jeździliśmy dość regularnie - mało śmieszny żart. Po dłuższych oględzinach i smakowaniu wiedziałam, że to nie był wypadek. Te z kawiarenki przy markecie były okej, ale zdecydowanie bardziej smakowały mi te pierwsze. 

Straciłabym majątek ! 


Ja i mój hiszpański nabytek, cudo!
Nie można było zapomnieć także o odwiedzeniu chociaż jednego sklepu z ubraniami. Przyciągają wzrok nie tylko ze względu na kolory.
Wiele fasonów, oryginalnych i uniwersalnych, właśnie w przepięknych kolorach. Różnorodne bluzki, bluzeczki, spodnie, swetry, bluzy, a przede wszystkim sukienki. Istne cuda! Gdybym tylko mogła, to bym kupiła tego mnóstwo! Nie dość, że to ładnie wygląda, można wykombinować wiele stylizacji kupując tylko jedną rzecz i łącząc to ze swoją szafą, to jeszcze świetne gatunkowo. Z reguły wytrzymałe, delikatne, nie drapiące i przewiewne - przynajmniej tak twierdzą eksperci (moja mama, pozdrawiam serdecznie ♡) i tak to wygląda. Ciekawe ile wytrzyma moja bluzka, ale mam nadzieję, że długo, bo ją uwielbiam!
Aby się przekonać o słuszności mojej opinii, musicie sprawdzić to sami - kolejny pretekst, by się wybrać. 



Wystarczył mi tydzień, abym zakochała się w kolejnym kraju. Liczę na to, że tam wrócę i to nie raz. Przy następnym razie zostawię trochę miejsca w walizce, będę wiedziała gdzie szukać pyszności i z pewnością użyję więcej filtra (choć i tym razem używałam go dużo, jak widać - nadal za mało).


Jeśli macie jeszcze jakieś pytanka, to czekam, piszcie śmiało, opowiem Wam więcej.
A jeśli macie już jakieś hiszpańskie doświadczenia, to też dajcie znać!

Adiós! (hiszp. do widzenia, żegnajcie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz